Dzisiaj gdyby Mama żyła miałaby 87 lat. Bardzo mi smutno z tego powodu. Zapaliłam jej świeczkę na grobie i pomodliłam się za jej duszę, by czułała nade mną.
Nikt się nie odezwał, nie było telefonu. W jest w Warszawie, reszta rodziny bardzo zajęta. Narcyz ugotował dobry obiad niedzielny i upiekł ciasto. Ale nic to nie zmieni. Mamy już nie ma a ten pijaczyna wciąż biega za tą pizdą i nie myśli już o Mamie. Nie wspomniał ani słowem. Pije już dwa tygodnie. Pełen sukcesu wciąż dupe truje przez telefon wszystkim po kolei. Fałszywy narcyz. W przyszłym tygodniu jedzie na wies. Pewno tam dali na msze za Mamę i ściągaja go do siebie. Niech jedzie, będzie chcwila spokoju.
Byliśmy z psem na spacerze. Pobiegała sobie w parku leśnym. Nowe zapachy, psy ludzie dużo bodźców. Stała się teraz bardziej ostrożna. Chyba do łba dotarło że pies nie wybiegany i bez kontaktu staje się dzikusem.
Dwa dni wystaw, le ja za późno ją wpisałam do związku i muszę czekać na papiery z Warszawy. Jest jeszcze bardzo dzika i nie chce by nabrała leku przed halą. Może później na wystawie na zewnątrz. Bardziej chciałabym sie skupić na biegach.. Głównym powodem jest jeszcze nie zarośniętyplacek na pupie po szyciu. Chcę by wszystko dokładnie zarosło by nie mieć pytań. Nikomu nie mówiłam o operacji suni i niech tak zostanie.